Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że nafty do lampy nie było za co kupić.

Nie przekonywało to ją wiele.
— Pan konsyliarz miał zdrowie na to — mówiła tylko — a mój Józio takie chudziątko. Onby też na siebie pracował, gdyby mógł. Co on się mnie, biedaczysko, po rękach, po kolanach nieraz nacałuje, żebym po nocach nie szyła!... powiada, że będzie po po-