Strona:Marian Łomnicki - Wycieczka na Łomnicę tatrzańską.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czach, zanim z Łomnicy wrócimy?“ zagadnęliśmy Janusza, nie chcąc bezpotrzebnie jego i Walę obarczać.
„Zostanie; jest to uczciwy człowiek, można się na niego spuścić,“ rzekł Janusz w słowackiém narzeczu. I w istocie, przystał Paweł na uczynione mu przedstawienie i podjął się za małą zapłatę być całodziennym stróżem naszych rzeczy.
Ruszyliśmy tedy po niedługim wypoczynku daléj przez mostek staroleśniańskiego potoku ku karłowaciejącemu borowi smerekowemu. Podnóżem Średniego Grzebienia przedziéramy się znowu przez zdradliwe borowiny; potok Pięciu stawów zaszumiał. Myśmy już na mostku drugim; pod nami pieni się w pośpiechu woda, by coprędzéj złączyć się z niedaleką siostrą. Okolica coraz bardziéj dziczeje, coraz większe złomy w nieładzie zalegają drogę, jakby nic Chciały przepuścić wędrowca. Gdzie spojrzysz, wszędzie taż sama dzikość, niby jednostajna, a przecież tak rozmaita, tak odrębna, że choć nieraz się ze zgrozą od niéj odwrócisz, znowu po chwili z zajęciem, z rozkoszą namiętną w nią się wpatrzysz. Daremnie szukasz w duszy obrazu, coby zdał się do tych ogromnych rozmiarów, nie cierpiących żadnego porównania.

(Dalszy ciąg nastąpi).