Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdy zaś w czasie kwesty książę Melsztyński raptownie był wyjechał z Warszawy, ten drugi wyjazd (jakeśmy w rozdziale 16 czytali) Malwina wtedy osądziła, że był przedsięwziętym przez Ludomira, by się zjechać z matką nieszczęśliwą, a w istocie ta podróż była przedsięwziętą przez księcia Melsztyńskiego, żeby się wytłumaczyć kuzynowi Floryny i kłótnie te zupełnie zaspokoić, czego szczęśliwie dokazał; gdyż (jakośmy z listu Alfreda do majora Lissowskiego w domu pani chorążynej Szeptalskiej pisanego widzieli) książę Melsztyński, na weselu Florynki się znajdując, w najlepszej harmonji z panem i panną młodą zostawał.
Te tłumaczenia, które ja czytelnikowi tu czynię, książę Melsztyński z wielką szczerością przed dwiema siostrami przed swojem weselem uczynił, i gdyby był jedynie miał w celu przekonać niemi i zjednać sobie Malwinę, tego celu możeby nie był doszedł; gdyż ona płochość, lekkość i niejedne niedoskonałości w jego postępkach postrzegała; ale Wanda, mniej jak siostra wymagająca doskonałości w kochanku, a więcej jak ona ufająca w własne zalety, by go odtąd w stałości dla siebie zatrzymać, przekonaną, a przynajmniej łatwo zaspokojoną jego tłumaczeniami została.
Obydwa wnuki Zdzisława z żonami swojemi, parę miesięcy zabawiwszy jeszcze na wsi, do Warszawy pojechali na zimę; gdzie, zobopolnie dom duży kupiwszy, wszystkie odtąd zimy w mieście, a piękne pory roku razem w miłym przebywali Krzewinie. Zdzislaw szczęściem ich się ciesząc, to tu, to tam, często przy nich przesiadywał, równie jak i ciotka naszych dwóch sióstr, która przytem wychowaniem ładnej Alisi się zatrudniała. Telimena odległą wieś swoją sprzedawszy, kupiła inną w najbliższem od nich sąsiedztwie, dokąd się całkiem przeniosła, i szczęśliwy Ludomir miał sposobność okazywać jej najczulszą swoją wdzięczność i wypłacać się podeszłemu jej wiekowi z tych tkliwych starań, któremi ona otaczała dziecinność jego opuszczoną.
Wierny Ezechjel, złożywszy przełożeństwo monasteru na Rusi, odebrał od Malwiny plebanją w Krzewinie, gdzie do późnego wieku łagodnością, pobożnością i miłosierdziem stał się ojcem i dobrodziejem wszystkich swoich owieczek. On zczasem dwóch synów Malwiny i córeczkę chrzcił Wandy i z wielką radością, choć drżącą już ręką, w kilka lat potem przynosił tym dzieciom (jak kiedyś kwestującej Malwinie) pierzaste goździki. Dżęga za zdrowie wszystkich kniaziów Mel-