Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

była! Malwino! powiedz słowo, podnieś te oczy, w których ja zawsze nieba szukałem! podnieś je bez gniewu, a ja jeszcze niebo w nich znajdę. Powtórz to słowo, co przed rokiem na tem samem miejscu z ust twoich słyszałem, a wtedy i nieba żądać nie będę! Niewdzięczny! wyrzekłaś naówczas, odpowiadając na wszystkie uskarżania się moje przed tobą. W tem jednem słowie pierwszy promień nadziei, pierwsze wyobrażenie szczęścia postrzegłem, ale też i źrzódło rozpaczy; bo śmiejąc z niego wzajemności twojej domyślać się, a nie sądząc się naówczas godnym twojej ręki, od ciebie oderwać się zniewoliłem; ale to słowo, z ust Malwiny słyszane, to słowo, przez tkliwą jej duszę wyrzeczone, głęboko i na wieki w mem sercu się wyryło. Na tarczy mojej jak godło i upominek jedyny mego szczęścia wyryć go kazałem. Tam samaś go ujrzała w tej chwili na zawsze mi pamiętnej, gdy w dzień turniejów, rozumiejąc, iż waleczność nadgradzasz nieznajomego ci rycerza, nadgradzałaś w stałym Ludomirze chęć jedyną ściągnięcia twojej uwagi, chęć, która jedynie dała mi zwycięstwo. Malwino! wczoraj jeszcze, przed kilku godzinami w rozpaczy pogrążony, rzucać cię na wieki żądałem. Myśl ta okropna... zabijająca..., że inny, że mój brat...“ Niewdzięczny! krzyknęła Malwina, w pośród płaczu i łkania, które natłokiem uczuć wzbudzone ledwo jej odetchnąć dozwalały. — Niewdzięczny! to jedno słowo wyrzec mogła i padła bez mocy na ręce Ludomira. — Czemżeby najdłuższe mowy w porównaniu być mogły? W tem jednem słowie miłość, szczęście, niebo ujrzał Ludomir; wszystkie wątpliwości, wszystkie bojaźni znikły. Przekonany zupełnie i nie pomyśliwszy nawet, by zapytać się o jakie wytłumaczenie, przycisnął kochankę do serca wrzącego w uniesieniu. „O nieba! (zawołał) i życie mi już teraz odebrać możecie! doznałem w niem, co tylko dać mogą rozkoszy najtkliwsze duszy uczucia od was nadane“!
Porywczością tego uniesienia strwożona, Malwina wyrwała się z rąk Ludomira; lecz choć łzy kropliste zbladłe lice jeszcze rosiły, uśmiech anielski pomiędzy niemi ujrzeć na jej twarzy już można było. Ale Ludomir, rozumiejąc ją zbytecznem tem uniesieniem zrażoną, „ach nieszczęśliwy, rzekł, cóżem uczynił? Gniewem twoim Malwino, karzą mnie może nieba za moje o bracie moim zapomnienie. On ciebie także kocha, on twojej wzajemności, szczęścia swego także oczekuje! Malwino! Bogiem się świadczę! iż dziś rano jeszcze ujechać tajemnie z Krzewina, ofiarę zupełną uczynić z siebie dla szczęścia brata chciałem...