Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gwałt przymusu, strata nawet nadziei wykorzenić z serca Polaków nie potrafiły.
Z chlubą i przekonaniem powtarzam i ja za Malwiną, że te szanowne cnoty i wiele innych jeszcze są nieodrodną własnością moich współziomków; ale dokładam, że z tej unoszącej własności[1] próżność, lekkość i lenistwo wyplenićbym chciała, a do gorącego porwania się w każdem działaniu (co takoż jest narodowym przymiotem) dodaćbym rada stałość uporczywą i miłość porządku, bez których najlepsze porywcze chęci bezskutecznemi zostają i podobne są iskrzącym fajerwerkom, które zabłysnąwszy trochę, dym tylko i większe ciemnoty po sobie zostawują[2].
Niejedno zdarzenie spotkało Malwinę w dalszym ciągu tej kwesty, która dni kilka jeszcze trwała; lecz że byłoby nadużywać cierpliwości czytelnika każde wyszczególniać, jedno tylko dołożę, które poniekąd związek ma z dalszą jej historją.

Obszedłszy znaczniejsze ulice w obrębie sobie wyznaczonym, Malwina zeszła ku Wiśle do zupełnie jej nieznajomego przedmieścia; lecz widząc niskie klitki, szczupłe zagrody, ubogim pospólstwem zamieszkane, gdzie raczej dać niż zbierać jałmużnę należało, wracać się już chciała, gdy postrzegłszy między tymi mizernemi domostwami jeden porządny domeczek, śpiesznie do niego weszła. Wąskie przejście dzieliło kuchenkę i komorę od dwóch izb wybielonych starannie i gdzie łóżka, szafa z cynowemi talerzami, stół, stołki, obrazki, firanki najporządniej zdawały się utrzymywane. Nie widząc nikogo w domu, Malwina weszła do sadu, który, z boków wysokiemi stroiszami[3] oparkaniony, do samej Wisły dochodził; środkiem, ubita ścieżka do rzeki prowadziła. Malwina nią idąc, następujący obraz ujrzała. Pod rozłożystą gruszką, nad samą wodą, siedział człowiek sędziwy, ciemnej twarzy, który na długiej żerdzi podrywką ryby łowił; przy nim kobieta młoda, z płcią takoż śniadawą i czarnymi oczami, zawieszone na drzwiach siecie naprawiała, u nóg ich kadź stała z wodą pełna rybek, w której mała dziewczynka, także z włosami i oczami czarnemi, grzebała, drażniąc się z kotem, co na rybki czatował. Długi zakręt Wisły widać było

  1. unoszącej własności = szlachetnej właściwości.
  2. W ustępie powyższym wyjątkowo wystąpiła w dość silnem natężeniu dydaktyczna dążność autorki, unikającej naogół moralizowania.
  3. stroisz = żerdź, palik.