Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

daj tam proszę za mnie dukata. — Malwina dała tego dukata, z którym już się więcej nigdy nie obaczyła, i słysząc nadchodzącą spodziewaną młodzież, a nie chcąc czasu trawić, uciekła z resztą. — Porzuciwszy dopiero wytworne mieszkanie i obraz modnego poranku elegantnej damy, dziwno się zrazu zdawało Malwinie, gdy wnet potem znalazła się u furty księży Bazyljanów. Zadzwoniła, i wkrótce mnich stary z siwą brodą i uprzejmym spojrzeniem furtę otworzył i zapytał się, czego życzy? Kwestuję dla ubogich i na szpitale, mój ojcze! Niewielkie u nas znajdziesz skarby, moje dziecię, z łagodnym uśmiechem odpowiedział staruszek, ale chciej odpocząć sobie trochę w naszym ogrodzie, a ja obejdę temczasem wszystkie cele, i co będę mógł zebrać, z radością odniosę.
Malwina weszła do ogrodu; — wysokim murem opasany, kilka kwater bukszpanem odznaczonych, w których łodygi suche, mimo zimy, jeszcze się trzymały, trochę owocowych drzew i na środku studnia kamienna pod starym orzechem, na której siadła Malwina. Cichość zupełna panowała: nic milczenia nie przerywało, chyba powolne kroki mnicha jednego, który przechodząc sklepionym gankiem monasteru, pod twmi arkadami jak cień jaki się wydawał. Dzwon od furty raz dał się słyszeć, a później głucho-jednostajne mruczenie, które Malwina poznała, że z chóru pochodzić musi, gdzie księża pacierze śpiewali. Dumać zaczęła Malwina rozmyślając o różnicy niesłychanej zatrudnień i sposobu życia osób, których tylko mur jeden dzielił. W istocie, nic mniej sobie nie było podobne jak roztrzepany poranek naszej elegantki i spokojne chwile, które zdawały się panować w tym klasztorze. — Ojciec Ezechjel dumania Malwiny przerwał odnosząc szczupłą, ale chętnie daną kwotę, którą w całym był zebrał zgromadzeniu. Świętą zdawała się Malwinie ta ofiara — ofiara ubóstwa dla nędzy. Z rozrzewnieniem podziękowała furtjanowi, potem z większą czułością niżeli rozwagą, — Ojcze, rzekła, jakież smutno-jednostajne życie prowadzisz! stary, ubogi, i do tego mnich; ach! nadto biednym być musisz! — Nie tyle, ile rozumiesz, moje dziecko, odpowiedział na to Ezechjel, nie zawsze z powierzchowności sądzić o ludziach trzeba... W młodości mojej tak, jak wielu innych, pragnąłem zupełnego szczęścia i za łudzącemi goniłem się omamieniami. Wiele znoju i pracy sobiem zadawał i niemal nigdy nic otrzymać nie mogłem. Znużony nareszcie temi wiecznemi walkami, jednego dnia wszystkom porzucił i wdziewając ten habit, zyskałem przy nim między innemi korzyściami zapomnienie przeszłości