Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Drugi list Malwiny do Wandy.

15 grudnia, z Warszawy.
Już nie wieśniaczka z Głazowa i Krzewina, ale elegantka we wszystkie elegancje wielkiego świata wprowadzona, piszę do ciebie, moja Wandulu! więc z wszelkiem poważaniem czytaj opisanie moich obrotów. Chciałam dalej w równy sposób dziennik mój ciągnąć; lecz znajduję, że żarty nie są mi już do twarzy, więc poprostu resztę ci opowiem.
Nazajutrz po napisaniu pierwszego mego listu, moja duszko, ubrawszy się, jak tylko umiałam najlepiej, a przynajmniej bez żadnej śmieszności, pojechałam do księżnej W***, która mnie łaskawie przyjęła. Najprzyjaźniej wspominała moją matkę i z wielką uprzejmością o ciebie się wypytywała. Po czem sądzić możesz, czy mnie się miłą i przyjemną zdała. Księżna W*** już nie młoda, łagodność z powagą łączy w swej twarzy; od wszystkich jest tu kochaną i poważaną i im częściej się ją widzi, tem łatwiej się to pojmuje.

Ze sto podobnośmy wizyt oddały. W kilku ledwo domach byłyśmy przyjęte, i o tych nic ci powiedzieć nie potrafię, bo w tym tłumie imion nawet pań domów już nie pamiętam. Na końcu naszej objażdżki zajechałyśmy przed ogromny dom. Księżna powiedziała mi, że to pałac ministra wojny. Niezmiernie wiele karet widząc na dziedzińcu, gorące modły po cichu czyniłam, żeby nas i tam nie przyjęto. — Ale na moje nieszczęście, właśnie przeciwnie się stało. Wysiadłyśmy tedy, i ja w pół żywa, idąc za księżną, znalazłam się wkrótce wśród obszernej sali niesłychanie oświeconej, i gdzie niezmierne koło dam postrojonych siedziało w milczeniu. Przy kominie i koło bilaru grono mężczyzn, którzy między sobą gadali. Księżna W*** prezentowała mnie gospodarzowi domu,[1] który mnie najgrzeczniej przywitał; ale nic nie wiem, co mi mówił, a on zapewne jeszcze mniej, com mu powiedziała; bom tak była zmieszaną, żem dobrze nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Szczęściem dopadłam stołka i siadłam koło księżnej. — Wtedy dopiero ośmieliłam się oczy podnieść i obejrzeć całą salę. Dwie rzeczy mnie najwięcej zastanowiły. Pierwsza, że w osobie, która naprzeciwko mnie siedziała, poznałam tę samą damę, którąm wjeżdżając

  1. gospodarzowi domu. – W rp B na marginesie uwaga: „czy też mężczyznom wizyty oddają kobiety? o gospodyni niema wspomnienia“. Notatka to nie księżny; widocznie ktoś rękopis studjował. Uwag na marginesie jest więcej, ale robione ołówkiem, zatarte, trudne są przeważnie do odczytania.