Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wychodzących. Cała natura budzić się zdawała, by nowych używać rozkoszy. Ale powszechna ta radość, zamiast coby ją miała rozerwać, boleśniej jeszcze serce Malwiny ścisnęła. Ach! nigdy skryte troski boleśniej się nie czują, jak w pośród okazałości szczęścia, lub w gronie zabaw i boleści!
Malwina zadumana, patrząc na tę piękną krainę, w zamyśleniu oparła się o duże pomarańczowe drzewo, które kwiatem obsypane było. Wtem lekki wietrzyk zawiał, i białe listki tego kwiatu, jakby śnieg gęsty, całą Malwinę okryły. Ach, niestety, pomyślała, ten rodzaj kwiatów później od innych się rozwija, najpóźniej opada; — niedługo i liście opadać zaczną, niedługo jesień nadejdzie! o jakże prędko to lato minęło!
Schodząc potem z tarasu Malwina weszła na wał, który panował nad brzegiem łachy, zdobił ogród i razem bronił go od szkodliwych wylewów. Ławka stojąca pod rozłożystym kasztanem na końcu wału, wabiła ku sobie. Widok na łachę, na kępę, na Wisłę, i kraina najpiękniejsza, szczególnie to miejsce miłem czyniły. Malwina tam spoczęła i zdjąwszy z głowy biały welum, co ją osłaniał, machinalnie wzięła gitarę i pograwszy czas niejaki, te słowa, które uczuciom jej odpowiadały, cichym głosem śpiewać zaczęła:[1]

Być kochaną, jak się kocha,
Znaleźć duszę do swej duszy,
Czyliż to prośba zbyt płocha,
Co niebios nigdy nie wzruszy?

Szczęścia domyślne marzenia,
Serc rozkosze niezmienione,
Próżne uczuciów mamienia,
Nie będziecie uiszczone!

Dziwią się czasem, gdy zakochani szczególnem jakimści szczęściem zawsze trafnie znajdują się tam, gdzie mogą choć na chwilę ujrzeć cel swego kochania. Nie czarami to się dzieje, i należałoby zaprzestać temu się dziwić. Łatwą jest rzeczą do pojęcia, że ci, co

  1. W rękopisie A po „śpiewać zaczęła“: „Être aimé autant que j’aime“ (być kochaną, jak kocham), pocze pieść, jak w tekście drukowanym. Widocznie przekład to jakiejś współcześnie nuconej piosnki francuskiej.