Strona:Maria Wirtemberska-Malwina.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

on to miejsce wybrał; od rana pracując, sam go ozdobił; jednem słowem, bez niego nigdybym ładu nie była doszła; ja tylko gości pozapraszałam i rozkazałam podwieczorek“.
Na te słowa Wandy Malwina natychmiast zaczęła szukać Ludomira, ale w tłoku kryjącego się nie zaraz znalazła. Doszedłszy do niego, zmieszała się i nie prędko się zebrała powiedzieć: „bardzo też to ładne było“.
Wtem goście szczęśliwie nadeszli. Podwieczorek wszystkich zajął, który gdy się trochę późno zaciągnął, ciemnym już mrokiem przyszło do Krzewina wracać. Kilka bacików znalazło się jeszcze ładniejszych od pierwszego, chińskiemi kolorowymi lampami oświeconych. Społeczeństwo podzieliwszy się na gromady, siadło w te baciki i przy odgłosie muzyki, najprzyjemniej wszyscy łachę nazad przepłynęli. Gdy szli tłumem do batów, Ludomir podał rękę Malwinie, i ta, po długiem milczeniu, głowy nie obracając, odważyła się nareszcie mu powiedzieć: ułożyłam sobie, żeby ta łączka, tak ładnie dzisiaj przystrojona, odtąd zwała się łąką Ludomira. — O! niech ona przynajmniej czasem przypomni biednego Ludomira! odpowiedział on z najgłębszem westchnieniem. Wtem dochodzili do batu, i na te jego słowa Malwina mimowolnie chwyciła go za rękę, jak żeby się bała, że ją chce porzucić. Ale to zapewne z przezorności było, żeby w wodę nie wpaść; — ja przynajmniej tak rozumiem.
Przyjechawszy, damy do swoich pokojów udały się na chwilę, by odświeżyć swoje ubiory; za ich powrotem bal się zaczął i późno w noc trwał jak najweselej. Nie wiem jednak, czyli różnymi uczuciami roztkliwiona Malwina właściwie była wesołą. Czy długo i dobrze po tym balu spoczywała, w przyszłym dowiemy się rozdziale.

ROZDZIAŁ VII
WYZNANIE

Miłym był, nader miłym dla Malwiny dzień jej imienin, ten dzień, w którym tyle miała dowodów zajęcia się nią Ludomira. Ale ten dzień minął. — Niestety! najszczęśliwsze zawsze najprędzej mijają! Wróciwszy w wieczór do siebie, te słowa jego: niech ta łąka przynajmniej przypomni kiedy biednego Ludomira, słowa, które z tak bolesnem wyrzekł był westchnieniem, ustawnie w uszach jej, a raczej w sercu brzmieć