Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Górale, ceniąc i czując piękność i wspaniałość swych gór, bardzo są temu radzi, gdy ktoś obcy równie je podziwia. Ileżto razy pytali nas, po co przyjechaliśmy do Tatrów? Odpowiedź, że dla przypatrzenia się tym pięknym górom, bynajmniéj ich nie zadziwiała; mówili wprawdzie: „I cóż tu widzieć? tu tylko skale (kamienie) i nic więcéj; w mieście przecież daleko piękniéj i weseléj“, ale mówili to widocznie, aby wywołać nowe pochwały dla gór ukochanych. Z jakiémże zadowoleniem przysłuchiwali się tym pochwałom, dodając zarazem swoje spostrzeżenia malujące trafnie, a nawet poetycznie gór piękności. „U nas“ mówią „kraj bardzo zdrowy, bo zimny; prawda, że ziemia płona, chleb się u nas kończy, ale za to woda zaczyna. Jużto wody nam Pan Bóg nie poskąpił! Ta téżto woda i powietrze nas trzyma.“ I prawdę mówią; nie ma zapewne okolicy, gdzieby mniéj panowało chorób, gdzieby mniejsza była śmiertelność. Przez kilka tygodni zwykłego pobytu naszego w Zakopaném, na 3000 ludności, umierało zaledwie kilkoro i to po większéj części podeszłego wieku, albo przypadkową śmiercią, lub nareszcie dzieci na ospę. Cholera i inne epidemije nie znane tu zupełnie; jedyną panującą chorobą bywa czerwonka, pochodząca zazwyczaj z jedzenia zielenin, szczególniéj grochu i gruszek. Ale i ta choroba nie jest tutaj tak niebezpieczną, jak bywa u nas po wsiach, z wyjątkiem dzieci, których tu bardzo wiele na nię umiera.
Jak już kilkakrotnie wspomniałam, niepłodność ziemi, tudzież długa zima a krótkie lato, nie sprzyjają rolnictwu. Zamożni nawet gazdowie nie mogą się wyżywić z własnego pola; jeżdżą po siacie (zboże) do Krakowa i Sącza, a najczęściéj do Kezmarku. Cóż dopiero mówić o biednych! Grule (ziemniaki) jałowe lub z mlekiem, kluska lub bryja z owsianéj mąki, w lecie rozmaite huby (grzyby) w kilka minut ugotowane i zaprawione