Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W takiéjto żyznéj, ludnéj i malowniczéj dolinie leży Stary Sącz, odznaczający się bielejącemi zdala zabudowaniami klasztornemi i piękną wieżą kościelną; a daléj nieco na wzgórzu, Nowy Sącz z okazałą kopułą luterskiego kościoła, wysmukłą dzwonniczką Jezuitów i starożytną dawnego zamczyska basztą. Wyborny gościniec wspina się zakrętami na grzbiet góry do 2000 stóp wysokiéj, prowadząc na Wysokie i Kaninę do Limanowéj.
Jeszcze słońce było wysoko, gdy dojechaliśmy do Limanowéj, małego, porządnie zabudowanego miasteczka z wielkim drewnianym kościołem, leżącego o trzy mile od Sącza. Nie zatrzymując się tutaj, zajechaliśmy do karczmy ćwierć mili za Limanową, która była kresem dzisiejszéj naszéj podróży.
Nazajutrz przed wyjazdem byliśmy świadkami zabawnéj sceny, dowodzącéj, jak w każdym względzie żydzi korzystają z niewiadomości prostego ludu, a w ogóle każdego, co się im da okpić. Nasz furman z drugim wieśniakiem, zabili nieopodal od karczmy jakieś nieznane im zwierzę, które wyszło z rowu, zarosłego sitowiem i krzakami. Żyd arendarz, do którego zdobycz swoję przynieśli, powiadał im, że to kot. Wieśniacy nie wierzyli temu i śmiali się z żyda, bo zwierzę nie miało żadnego podobieństwa do kota, a do tego wyszło z wody. Sprawa wytoczyła się przed nas. „Dajcież to tutaj“ rzecze nasz furman, „państwo może poznają, coto za jedno,“ i to mówiąc, wszedł do izby żydowskiéj, gdzie był zostawił swą zdobycz. Ale arendarz już schował zwierzę do komina, i trzeba było widzieć jego ruchy, wyraz jego twarzy, na któréj malowała się chciwość, zabiegliwość, chęć oszukania, słowem całą pocieszną figurę żyda, biegnącego za wieśniakiem, który niósł wydrę, co łatwo było poznać na pierwszy rzut oka po kształcie, futrze i łapach, których