Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

więc stanął układ że jak tylko ustali się pogoda, odbędziemy tę wycieczkę, do któréj obiecał się przyłączyć Ks. Proboszcz zakopiański, zapalony gór miłośnik. Długo czekaliśmy z upragnieniem na pogodę; nareszcie zapowiedział ją Wala dnia 16 Sierpnia i wyprawa na dzień następny nieodwołalnie ułożoną została.
Jakkolwiek nasza gaździna obiecała zbudzić nas z pierwszym brzaskiem dnia, ja jednak z siostrą, w obawie żeby nie zaspała, wreszcie uszczęśliwione nadzieją jutra która sen nam odbierała, przez całą noc nie zmrużyłyśmy oka. Jeszcze nie zagasła na niebie zorza zachodnia gdy wybiegłyśmy przed dom, a chociaż przekonałyśmy się że jeszcze daleko do świtania, nie było chęci wracać do izby. Ale bo téż i noc tak cudna zachęcała do czuwania i rozpatrywania się w jéj majestacie prawie całkiem nieznanym mieszkańcom miasta, którzy, gdzieś tam wysoko wśród murów, widzą zaledwie mały płateczek nieba i nie mają nawet wyobrażenia o wspaniałości tego lazurowego przeźrocza, co jakby namiot wszechmocną ręką rozpięty, sklepi się nad głowami naszemi zasiany gwiazd miryjadami.
Biaława jasność ukazująca się na wschodniéj stronie nieba, była hasłem do podróży. Jakoż wkrótce nadbiegł Wala, przyszedł p. R. mający wraz z nami odbyć tę wycieczkę i wyruszyliśmy drogą wiodącą do Kuźnic, na któréj połączył się z nami Ks. Proboszcz. Było jeszcze tak ciemno, że o kilkanaście kroków nie mogliśmy się rozpoznać; zwolna jednak przerzedzały się nocne cienie, przechodząc w szarą barwę poranku, która na całą okolicę tajemniczy rozlewała urok. O nigdy, nigdy nie zapomnę tego widoku jaki w téj chwili przebudzenia ze snu nocnego, przedstawiały góry! Byłoto coś niezwykłego, czarodziejskiego. Pierwsze promienie ukrytego jeszcze pod poziomem słońca, oblewały purpurowym blaskiem śnieżne Tatrów iglice, które na szarém