Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Już sen zaczynał sklejać nasze powieki, gdy nas doleciało gwizdanie coraz się zbliżające. Stary gazda leżący na ławie przy ogniu, wstał natychmiast i wyszedł z szałasu. Nie pojmując co to znaczy, na razie zmięszaliśmy się i przestraszyli niezmiernie. Maciéj nas uspokajał że to jeden z tutejszych juhasów powracający z odpustu w Jaworzynie. Dobrze, ale jeżeli pijany?
Zaledwie zdążyliśmy zapalić świecę, którą zawsze bierzemy z sobą na dalsze wycieczki, wpadł do szałasu młody góral rzeczywiście podochocony. Zrazu bardzo był nie rad że zastał obcych ludzi; nibyto się gniewał uwijając się po szałasie, gwizdał, przyśpiewywał, podskakiwał tak lekko i zgrabnie, że gdyby nie obawa znajdowania się pod jednym dachem z pijanym człowiekiem i to jeszcze w nocy, bylibyśmy się serdecznie śmiali z tych skoków. Ojciec wstał z posłania na którém siedzieliśmy jakby przykuci, chcąc zapalić cygaro u ognia i wtedy przypadkiem wypadł mu pugilares z kieszeni. Dostrzegł to pierwszy juhas i zawołał z tryumfem: „Widzicie że ja nie złodziéj, mógłbym był wziąść to co wam upadło!“ Widać że i po pijanemu chodziło mu o dobrą sławę. Naskakawszy się usiadł nareszcie przy ogniu, ale o zgrozo! wyjął z kieszeni flaszkę wódki. Struchleliśmy gdy nie szukając kieliszka, napił się wprost z flaszki i poczęstował starego gazdę. Co to będzie gdy się oba upiją! Juhas jakby zupełnie przytomny, rozpowiadał różne odpustowe przygody a raczéj karczemne pohulanki, przy tém co chwila pociągał z flaszki, stary gazda tożsamo, póki tylko stało wódki. Gdy się flaszka wypróżniła, juhas nie ruszając się już z miejsca, wyciągnął się jak długi na ławie zbliżywszy nogi do ognia tak, że nie pojmuję jak mógł wytrzymać gorąco. Za chwilkę juhas usnął