Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rego niemałą przestrzeń właśnie w tym roku wyrąbano. Ta część drogi jest bardzo męcząca i przykra; wązka bowiem ścieżka zawalona to kamieniami, to poprzerastana grubemi korzeniami drzew, prowadzi w las niezmiernie stromo jakby na ścianę. Tchu nam już brakowało, siły ustawały, a tu przed nami piętrzy się ciągle ciemny, ponury las, nie widać kresu tych trudów. Góra do pewnéj wysokości tak jest stroma, że będąc zaledwie w połowie, nie widać już dna doliny i szałasu na niéj stojącego. Wyznam szczerze, że chwilami opuszczała mię odwaga, spojrzawszy, jak jeszcze wysoko i przykro wspinać się trzeba. Ale że wszystko ma koniec, skończyła się więc i ta trudząca przeprawa; dostaliśmy się przecież na drogę, która z liptowskiéj równiny prowadzi pod sam szczyt Krywania. Zrobiono tę drogę w czasie, kiedy w téj górze były kopalnie złota.
Już za czasów Macieja Korwina króla węgierskiego w 15 wieku, zaczęto wydobywać złoto na Krywaniu; lecz zaniechano tego, gdyż nie wynagradzały się koszta. Późniéj około połowy 16 wieku, cesarz Maxymilian II otworzył znowu opuszczone kopalnie; ale wkrótce także zaprzestano tych robót dla tychże samych powodów. Kopalnie bowiem krywańskie leżą na wysokości 4000 do 5000 st. w klimacie ostrym, gdzie wcześnie spadające i długo leżące śniegi, utrudniają bardzo przywóz potrzebnych materyałów i wielkich wymagają kosztów, którym nie odpowiada skąpa ilość wydobywanego tutaj złota. Dla tego téż roboty górnicze na Krywaniu rozpoczynane w późniejszych czasach na mniejszą lub większą skalę, nigdy nie trwały długo. Staszyc będąc tu w r. 1805 już je znalazł zupełnie zarzucone i dotąd nikt nie przedsiębrał nowych poszukiwań.
Droga ta lubo zaniedbana, jednak szeroka, wygodna wijąca się w gzygzak, wyprowadziła nas wkrótce z lasu na rozległy grzbiet Krywania, okryty bardzo