Strona:Maria Steczkowska - Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

większa część poczciwego życia i z górnych przybytków może jeszcze mile spogląda na swą ziemską siedzibę. Ze śmiercią starego Wójciaka nie straciliśmy wstępu do jego szałasu; nie mniéj gościnnie i serdecznie przyjmowała nas potém jego prawnuczka, która w oczach naszych z małéj dzieweczki, na dorodną i hożą wyrosła dziewczynę, a następnie wyszła zamąż.
Ale nie tylko w szałasie Wójciaka doznawaliśmy tak przyjacielskiego przyjęcia; współwłaściciele Mało-Łąki witali nas za każdą naszą bytnością jakby najlepszych znajomych, zapraszali do swoich szałasów na pogadankę, a zapraszali tak serdecznie, żeśmy im tego odmówić nie mogli. Nie jednę téż chwilę spędziliśmy pod nizkim, sczerniałym od dymu dachem szałasu na rozmowie z tymi poczciwymi ludźmi, którzy z dawnych podań znają świetną przeszłość naszą, a wśród obecnéj niedoli pocieszają się nadzieją lepszéj przyszłości w którą wierzą i oczekują jéj z taką tęsknotą, jak niegdyś lud wybrany przyjścia Mesyjasza.
Właściciele Mało-Łąki, rozgraniczają swoje części kamieniami. Wójciaki, do których największa część téj polany należy, składają siano do szopy stojącéj przy szałasie, skąd dopiero w zimie zwożą je do wsi na saniach.
Że na świecie nic bez ale, że wszędzie czegoś nie dostaje, nowym dowodem Mało-Łąka. Miejscu tak hojnie uposażonemu wdziękami przyrody, tak sprzyjającemu hodowaniu bydła, brakuje jednéj wielkiéj dogodności, jednéj wielkiéj ozdoby, t. j. wody. Mało-Łąka przepasana wstęgą bystrego potoku, byłaby o wiele piękniejszą, a co ważniejsza, bydło niepotrzebowałoby szukać napoju i ochłody w oddalonym strumieniu, lub przestawać na ciepłéj wodzie sączącéj się gdzieś z góry i zbieranéj starannie w koryto. Za to na wiosnę nie można się tu skarżyć na brak wody; gdy bowiem śniegi to-