Strona:Maria Sandoz - Koszyk jabłek.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
13

Nieraz w drodze ujrzawszy oddaje obuwie,
A sam spuściwszy szatę do dom wraca boso.
O lecę dziś do niego i darem przemówię...
Skropimy serca wzajem łez pociechy rosą!
..................

I Gedrojczyk sam idzie... uśmiecha się błogo,
Nie chce on pośrednictwa... nie użył nikogo,
On kroku swego podług świata nie oblicza,
On pragnie widzieć uśmiech drogiego oblicza...
A gdy chce udarować — to swoją osobą,
Co jak kwiat woniejący, wszędzie jest ozdobą.
On z najwyższej pokory sam podnosi kosze,
Przybiega do Kantego: «proszę przyjąć, proszę!»

Jan Kanty ze wzruszenia nie mógł rzec ni słowa...
Na jego ramię zwisła Gedrojczyka głowa.
I w niemem rozrzewnieniu stali tak czas długi,
Zespoleni uczuciem jednem Pańskie sługi.

Jan pierwszy to milczenie wymowne przerywa:
— Jedynem w świecie dobrem, to przyjaźń prawdziwa!
Ona nam w przejściach życia pociechy udziela,
O, skarb posiada ten co znalazł przyjaciela!