Strona:Maria Rodziewiczówna - Wrzos.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ona mnie już nie kocha! — szepnął posępnie Andrzej. — Ona kocha innego. Żebym wiedział kogo!
— I co ci to pomoże? Choćbyś go zabił, nie wskrzesisz miłości, jeśli już umarła, a czy on się nazywa Jan, czy Paweł, to obojętne. Daj na mszę, że ona pierwsza kochać przestała, to wprawdzie gorzej boli, ale mniej dokuczy jak rozkochana baba, gdy się o nią już nie dba.
— Józef — ty wiesz kto jest?
— Wiem, nazywa się Ali Baba. Przypadek, traf odkrył mu słowa zaklęcia do skarbów; a ty, zamiast stać przed skałą i łamać głowę, jak się napowrót tam dostać, idź, szukaj innych, i wierz mi, lepiej być zdradzonym jak przesyconym.
— Nie chcesz więc być mi przyjacielem!
— Owszem — i dlatego ci mówię. Jeśli się czujesz zdradzonym, nie upieraj się, nie bądź śmieszny. Im więcej będziesz walczył o taką miłość, tem więcej wywalczysz rywalowi, a zdobędziesz, zamiast obojętności, nienawiść. Mówisz, że czujesz w niej fałsz! Czego chcesz, więcej fałszu?
— Kocham ją! Nie rozumiem życia bez niej. Pięć lat była mi wszystkiem. To nie może się zerwać. Ja jej nie dam nikomu!
— Ty nie, ale ona siebie da, komu zechce. Słuchaj, Jędrek, nie bądź głupi. Jeśli czujesz, że cię zdradza, pluń i bierz inną.
— Ale pierwej się zemszczę!
— Za co? Żeś nie potrafił jej utrzymać?
— Nie zmieniłem się w niczem!
— No, to się ona zmieniła, na jedno wychodzi. Chcesz się mścić, walczyć, zabić rywala, możesz, ale to ci szczęścia nie wróci. To już skończone. Szczęście ci wróci inne serce i usta.
Andrzej wstał, przeszedł się nerwowo po pracowni, stanął przed Radliczem.
— Więc stanowczo nie chcesz mi nic powiedzieć?
— Owszem, powiem ci, że jest śliczna pani Rudnicka. Onegdaj owdowiała!