Strona:Maria Rodziewiczówna - Rupiecie.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o gwóźdź. Więcej nic nie posiadał. Zaprosił go Tomasz gościnnie w dom, i zaraz na wstępie testament ojcowski wetknął przed oczy. Marcin przeczytał, roześmiał się:
— Jakby ojciec przeczuł — jaki wrócę! Trzymaj, bracie, co kochasz — ja ci nie zajrzę. Widziałem po świecie nie takie fortuny jak twoja, ale taką jak moja mało kto posiada.
Tomasz uspokojony uściskał go, i począł rozpytywać, gdzie bywał, ile zarobił, jak mu się wiodło.
— Gdziem bywał, trudniej odpowiedzieć, jak gdziem nie bywał. Zarobiłem stokroć więcej niżem stracił. A jak mi się wiodło! Hej! Wróciłem bogaty! Kupiłem sobie też majętność — idę w posiadanie objąć. Nieopodal będziemy. Służyłem u jednego, co tu kędyś zamek ma. Miałem złota wór, a on zamek na sprzedaż. Kupiłem sobie zamek.
— A jakiż on? Jak się zowie?
— Skalnia!
Tomasz za głowę się złapał.
— Na Skalni nijakiego zamku niema. Naga góra — kamień na kamieniu. Toć cię