Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Róże panny Róży.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ginął. Ale Kuźma wiedział, że syn już był bezpieczny w Bolszewji, i że miał się dostać do Ameryki.
— Da Bóg na przyszły rok — i my będziemy mieć dolary! — mawiał poufnie do drugiego syna.
W takim nastroju nadeszły wybory do Sejmu. Zrazu Kuźma ani rozumiał, ani dbał o co to chodzi, ale ojciec Wsiewołod, sędzia Golubjew, adwokat Safir i Guryn, właściciel futoru i dawny nastawnik wyłożyli mu dokumentnie, że jeśli chce pozbyć się Polaków, dostać ziemię i nie płacić podatków, powinien wziąć u nich kartkę i w oznaczony dzień — złożyć do skrzynki w gminie. Mówili to samo różni przejezdni na meetingach, ostrzegając przed innemi kartkami, które powrócą pańszczyznę.
Kuźma kartkę wziął, a gdy go wezwano do spełnienia obywatelskiego obowiązku, stawił się w gminie i głos swój starannie oddał — i już tylko oczekiwał spełnienia obietnic.
Aliści nic się nie spełniło. Osadnicy pobudowali się na folwarku, „pan“ siedział we dworze, podatki rosły, zapomóg nie ma, wódka coraz droższa.
Kiedyś, na jarmarku jakiś „pan“ w okularach wylazł na wóz i począł prawić po rosyjsku: że rząd naród oszukuje i ciemięży, że, pomimo reformy rolnej, ludność robocza nie dostała ziemi — przeto powinni stwierdzić swą wolność „grażdańską“ i niezadowolenie z krzywdy, która im się dzieje — powinni podatków nie płacić, rekruta do pańskiej armji nie dawać, a po zbiorach „czer-