Strona:Maria Rodziewiczówna - Ona.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawiązać. Fela posępna była i o lada co rozdrażniona, Kazio pamiętał ostatnią rozmowę i nie ośmielał się rozpocząć jej na nowo. Potrosze czekał, aż go Kostusia przeprosi. Ale Kostusia już duszą i ciałem nie żyła w Podgaju, tylko pozostała na skraju cmentarzyska, wśród pól, a myślą szła za ukochanym. Nie pamiętała sporu z Kaziem, nie zajmowały jej rozmowy i sprawy rodzinne opiekunów, świat jej myśli, dotąd tak ciasny jak dworskie obejście, rozszerzył się poza ziemi krańce, do gwiazd sięgał.
Pracowała żarliwie, bo była nadmiernie szczęśliwa, ale bez żadnego zajęcia i uwagi spełniała obowiązki, a pokończywszy dzienne zatrudnienia, nie szukała towarzystwa i rozrywki, ale w izdebce swojej czuwała czasem do rana, śniąc na jawie cudne sny, po raz setny przechodząc pamięcią doznane wrażenia.
Z rozmów przy śniadaniu i obiedzie zrozumiała, że Sewer nagłem zerwaniem swojem stracił mir w Podgaju. Odzywano się o nim z niechęcią, krytykowano ostro, ciotka i Fela nie taiły oburzenia. Dziewczynie ściskało się serce, ale milczała, owładnięta strachem, by obroną swoją nie zdradziła uczucia, świętości nie oddała na łup drwinom i żartom.
Tak upłynęło dni kilka.
Pewnego popołudnia Kostusia zajęta była wśród grząd warzywa, rozmyślając, jak w niedzielę uwolni się znów do mamki. Dzień się ku wieczorowi pochylał. Wśród zieleni jarzyn smukła postać pracownicy odcinała się ostro i powabnie. Spieszyła, by robotę do wieczora ukończyć.