Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

modele, kupić płótno i farby — mieć pracownię. Gdy się zebrał na pracownię, zapożyczył się na farby i przybory — i już mu brakło na chleb i modele. Wziął się do ilustracyj, to mu dawało ledwie chleb, a zabierało dużo czasu. Z tego biednego koła było jedno wyjście: za długi zabrano pracownię i sprzęty — pozostał znowu na tym samym punkcie, jak na początku, tylko coraz bardziej znękany i rozgoryczony.
Michaś dodał mu ochoty.
— To jest psie życie! — rzekł, wysłuchawszy całej historji przyjaciela. — Pomóc to ja ci nie mogę, bo sam mam długów i kłopotów wyżej uszu, ale przyjedź do nas i odpocznij. To grunt, żebyś się odpasł i odespał, — cień z ciebie został.
Nie będzie ci w Brzezinach wystawnie i wybrednie, ale będzie zdrowo. Słońce mieć będziesz i modele darmo, — i pracownia się znajdzie w starej oranżerji — teraz lato — więc tam nie zmarzniesz. Będziesz smarować, jeździć konno, spacerować, śpiewać i marzyć bez troski. To cię odrestauruje, zobaczysz.
Pojechali tedy razem, w towarowym wagonie, bo Michaś eskortował osobiście kupionego na wystawie byka i ta podróż oryginalna tak podobała się Stankarowi, że począł na życie patrzeć z humorystycznej strony i z biedy pokpiwać.
Przybyli do Brzezin w najpiękniejszej porze wczesnego lata. Łany jeszcze stały nietknięte, łąki w całej krasie, lasy w pełnej zieleni.