Strona:Maria Rodziewiczówna - Nieoswojone Ptaki.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ to okropne tak dziko bez ludzi chować dziewczynkę. Powinien ją pan do nas przysyłać — bawiłaby się z Michasiem pod moim nadzorem — ofiarowała się kuzynka.
— Za mała dla niego. Ledwie chodzi. Niech się bawi z taksami. Dosyć dla niej!
— No, kiedy pan tak ją zazdrośnie w swej fortecy więzi — my przyjdziemy ją zobaczyć! — rzekła Brzezicka.
— Bardzo mi będzie miło — odparł Łużycki, bynajmniej nie zachwycony obietnicą.
Musiała to zrozumieć Brzezicka, bo odwiedziny pozostały w projekcie i Tola spędziła dwa lata w Ługach, nie mając pojęcia, że jest ktoś więcej na świecie, oprócz stryja i czworga domowników.
Miała cztery lata, gdy ją pan Kazimiesz zabrał od Florjanowej i umieścił obok siebie w domu. Był z tego powodu bunt i protest gospodyni, złe humory i niełaska przez tydzień, ale gdy to w niczem nie zachwiało postanowień Łużyckiego, spokój domowy powrócił.
Od tej pory pan Kazimierz zaniechał polowania i pszczelarstwa, zobojętniał dla koni — cały swój czas poświęcił małej — i stał się pozornie dzieckiem, a dziecko pod jego kierunkiem nad wiek było rozwinięte.
Tego lata Brzezicka, mając do sąsiada ważną jakąś sprawę gospodarską, a nie mogąc się go długo doczekać — wybrała się pewnego dnia z kuzynką i synem na grzyby do łużyckiego lasu, i, będąc niedaleko dworu, postanowiła odwiedzić dziwaka.