Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dzięki Bogu, potrzebującym odkryje się zarobek — odparł spokojnie Dyzma, bynajmniej tą świetnością nieupojony.
— Ależ machin tam sprowadzą cudnych! — szepnął Franek z pałającym wzrokiem.
— Jakie są na świecie wszystkie najnowsze sprowadzą. Wobec tego, co warte Holendry? Pan Brück ma na Lipowiec dwa miljony i potrzebuje ludzi.
Tu Glejberson uczynił pauzę i domyślnik, ale nikt naprzeciw jego myśli nie wybiegł.
Franek o machinach tylko myślał, babka zmęczona chyliła głowę nad robotą, Dyzma starał się wyciągnąć korzyść dla przedsiębiorstwa oberży z opowiadań poprzednich dzierżawcy.
Żyd spojrzał na niego i rzekł:
— Jeśliby pan chciał, tobym ja panu wyrobił u pana Brücka posadę na trzysta rubli.
Dyzma ocknął się z zamyślenia i narazie nic nie odrzekł, ale słuchał uważniej.
— Wczoraj był u mnie zięć i mówił, że pan Briück potrzebuje tutejszego człowieka do kontroli robót i dostawców. Ofiarowuje trzysta rubli i mieszkanie we dworze, konie i wygody, byle mógł jak sobie samemu ufać. Wtedy ja zaraz pomyślałem o panu. Ja patrzeć i słuchać nie mogę, jak się pan tutaj marnuje, jak pani dobrodziejka na starość pracować musi, ja wspomniałem pańskiego ojca, ja pożałował takiej ślicznej panienki. Nic nikomu nie powiedziałem i schowałem ten specjał dla pana.
Dyzma poczerwieniał. Proroctwo babki stanęło mu w myśli. Byłaż to pomoc Boża w bardzo ciężkiej chwili? Uradował się bardzo i omal nie przyjął propozycji, ale się pohamował. Dotąd nic nie uczynił bez porady babki, i teraz tak będzie.
— Dziękuję panu, panie Glejberson! — rzekł powoli. — Posada istotnie świetna, jeśli potrafię spełnić dobrze mój obowiązek. Ale tak zaraz decydować nie mogę, bom dotąd w Holendrach na służbie.
— Ja to wiem, ale jaka tam służba! Nie dla pańskiego stanu i delikatności. Pan Brück, gdy pana pozna, inaczej oceni. Zresztą, pan go pozna. To sam rozum!