Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lubił ład w interesach, a widział, że Rudolf jest bystry, rzutki, energiczny, pracowity i oszczędny.
Że zaś pan Fust pieniądze już miał, na silnym gruncie stał, a ciężko się w życiu napracował, więc rad był odpocząć i wyręczyć się, tembardziej, że pasierbów uczynił oddawna swymi spadkobiercami, nie posiadając bliższej rodziny. O siostrze dawno zapomniał. Teraz nagle po dwudziestu łatach ożyła w jego wspomnieniu.
Ojciec ich przybył tutaj z Czech. Zrazu był tylko buchalterem w fabryce, potem dyrektorem. Potem odebrawszy niespodziany spadek, został wspólnikiem, nareszcie jedynym właścicielem. Właściwie on to fabrykę stworzył, udoskonalił, rozszerzył, murami zabudował.
Przed nim była to mała osada, odległa od świata i miast. Teraz było to spore miasteczko robocze, połączone bitą drogą z koleją żelazną, posiadało moc czerwonych murów i kominów, oraz kilkutysięczną ludność.
Wyglądało to ładnie w dolinie, nad rzeczką niewielką, okolone czarnemi borami, a zwało się Holendry.
Fust junjor zastąpił Fusta senjora i dalej rozwijał i tworzył.
Wtedy to przybył do osady doktor Kryszpin. Młody był, łagodny, zawsze zadumany.
Odznaczał się tem, że on pieniędzy, a pieniądze jego nie lubiły. Co zarobił na zamożniejszych, to wydawał na lekarstwa dla ubogich, i regularnie zawsze był bez grosza. Byłby i bez chleba, ale miał przy sobie matkę, kobietę cichą i pracowitą, która utrzymywała siebie i jego, szyjąc po dniach całych i nocach.
I w takim to niedołędze rozkochała się jedyna siostra Fusta. Dla niego wyrzekła się domu, dostatków, brata, mowy i wiary.
Był to obłęd, którego rozsądny Fust nigdy nie zrozumiał.
Kryszpin nazajutrz po ślubie osadę opuścił, nie wspominając o wianie i wyprawie, rozpromieniony, jakby Bóg wie jakim stał się nagle magnatem. Fust wszystko to sobie teraz przypomniał i ramionami z pogardą ruszył.
— Warjat i basta!