Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W chwili, gdy Dyzma rozkaz uskuteczniał, tuż za nimi rozległ się głos dyrektora ostry i podniesiony:
— Miller! Znowu dziesięć warsztatów próżnuje. Co wy sobie myślicie z taką opieszałością? Tkacze progi mi obijają, ze skargami.
Jeszcze nie skończył, gdy rozległ się zduszony krzyk Millera, zgrzyt machiny i nagle z drabiny zwalił się na ziemię mechanik i rozprysła się na wsze strony krew.
Dyzma przesunął pas na ślepe koło, ale już było po wszystkiem. Dwa zębate koła uchwyciły Millera za kark, zdławiły i wyrzuciły precz bez ducha.
— Wody! Doktora! O Jezu! Już go niema! — rozległy się bezładne głosy, zamęt, bieganie.
Dyzma głowę rannego podniósł i wodą zlewał. Niemiec oczy otworzył, spojrzał osłupiałym wzrokiem, kilka razy się wyprężył i skonał.
Nie upłynęło i pięciu minut od chwili, gdy z pomocnikiem o swoich dzieciach żartował...
Rudolf kazał gapiów siłą rozpędzić, po nosze do szpitala posłał i zaczął umarłemu wymyślać.
— To pijaki, hultaje! Pewnie był nietrzeźwy, co? — spvtał Dyzmy.
— Był trzeźwy! — odparł chłopak, blady jak ściana, trzymając wciąż na kolanach głowę zmarłego.Nieszczęście się stało, ale i pan niech drugi raz nie krzyczy na człowieka, który w takiem niebezpiecznem miejscu się znajduje, wiedząc, jaką grozą dla każdego tutaj jest głos pana.
Rudolf pobladł, zimne jego oczy zamigotały złością i obrazą.
— Ty śmiesz twierdzić, błaźnie, żem ja winien! — wyrzuci! zdławionym głosem.— Są świadkowie przecie na szczęście!
— Pan nie winien! — odparł Dyzma. — Ja pierwszy zaświadczę. Tylko się Miller zląkł głosu pana!
Wtem lament powstał okropny. Przybywała Millerowa z dziećmi. Jęk, szlochanie, wycie napełniło salę, udzielając się obecnym. Dyzma uszy dłońmi zakrył, Rudolf usunął się, i spotkawszy u drzwi Fusta, jął mu wypadek opowiadać, wskazując zębate koło.