Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mogę tego uczynić, bo mam wbrew przeciwne pojęcie.
— Oto właśnie. Nie mamy z sobą nic wspólnego i nie życzę, by dziecko było do pana podobne.
— Da Bóg, dopilnuje go Anioł Stróż i matka z tamtego świata. Zegnam pana!
Ukłonił się i wyszedł. Był oburzony nie tem, że mu proponowano oszustwo, ale tem, że Rudolf nauczy dziecko, że czyn podobny jest dozwolony.
I od tego dnia utracił ostatnią nadzieję odzyskania duszyczki Rudka.