Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ano, bardzo podejrzane, żeś był w zmowie co do rzeki.
— Ja wcale nie chciałem nabyć Lipowca. Niech ten się lęka, kto był z nim w kompanji.
— Cóż to? O mnie myślisz, jak widzę!
— To jasne. Ty byłaś głową, on narzędziem. Masz pech do zamążpójścia, moja droga!
— Nie mamy sobie pod tym względem nic do zazdrości! — odcięła się natychmiast.
Rudolf nic na to nie odparł, ale spojrzał na nią z bezmierną nienawiścią.
— W każdym razie urządził ci przysługę — mówiła dalej. — Lipowiec już martwy i Hertha umarła. Możesz teraz za bezcen dostać las, jeśli nie chcesz całości. Brück go pewnie trzymać nie będzie.
— Gdybym ja znał testament Fusta. Za trzy lata może się wszystko zmienić.
— Olekszyc przysięgał, że Fust legował Elżuni, a on mógł się dowiedzieć. Dlatego puścił w świat młodszego jej brata, bo go już nie cenił.
Rudolf się zamyślił i pożałował Olekszyca. Jednakże strata takiego człoweka znaczyła wiele, a za ruinę Lipowca należała mu się wdzięczność. Kwestja opału była rozwiązana.
— Ciekawym, czy zdoła umknąć? — rzekł.
— Olekszyc! Niezawodnie! — potwierdziła Tony. — Zresztą, nie namyślił się. Że postrzelił Kryszpina, to nic strasznego. Czy mało się trafia nieszczęśliwych wypadków? Poco zmykał? Sprawaby się zatarła. Kryszpin samby go obronił z wielkiej religijności. Źle się stało.
— Tak! — rzekł Rudolf, zupełnie przekonany.
Pomimo antypatji, jaką czuł do siostry, wierzył w jej rozum i trafny sąd. Powoli zagarniała go pod swoją władzę i wpływ. Nim skończył jeść obiad, był już po stronie Olekszyca i rozmyślał, aby go odzyskać. Co prawda, szkoda, że się nie ożenił z Tony... Rudolf pozbyłby się z domu siostry, a miałby w Lipowcu doradcę w krzywych sprawach, a narzędzie zawsze do kupienia w interesach, gdzie sam nie miał ochoty ry-