Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aaa! — wykrzykną! mimowoli sędzia.
Abel na nogach się zachwiał i dodał:
— Zabiłem go, teraz mi żona i dziecko umiera. Jeśli wyzdrowieją, snadź mi Bóg przebaczył; jeśli nie, wtedy niedługo mnie już więzić będziecie. Piszcie i uwolnijcie mnie do nich na jedną chwilę. O, byle Kryszpinowa przy nich zabawiła!
Sędzia zadzwonił. Spisano zeznanie i dwuch policjantów powiodło Abla do więzienia.
Po wybuchu popadł on w zupełną prostrację. Powtarzał tylko płaczliwie, jak dziecko:
— Żona umiera, dziecko umiera... Puśćcie mnie do nich na chwilę!
Jednocześnie sędzia kazał przyprowadzić Dyzmę.
Gdy chłopak się zjawił, był smutny, jakby go zawód spotkał. Bez wrażenia wysłuchał o swem uwolnieniu z pod zarzutu i poszedł wprost do zagrody Ablów. Wiedział od stróżów o wyznaniu Niemca i o chorobie jego żony. Teofilę zastał śpiącą mocno, czoło miała potem okryte, oddech równy. Zajął się więc dzieckiem, które słabe tylko dawało znaki życia, i odchuchał, je z wielką troskliwością. Wśród tych dwojga spędził dzień cały i dopiero nazajutrz rano poszedł do więzienia Abla. Na jego widok Niemiec się wzdrygnął, oczy spuścił.
— Przybyłem na chwilę z dobrą wieścią — rzekł Dyzma. — U was w domu zdrowie wraca.
Niemiec porwał się z zydla, rozjaśniała mu twarz.
— Bóg mi wybaczył! — wyjąkał.
— Przebaczy! — rzekł Kryszpin serdecznie.
Usiadł przy nim na ławie i począł mówić łagodnie, kojąco, do tej grubej, pierwotnej natury.
Po chwili Abel płakał na jego piersi.
Przebyli tak godzinę. Wezwano potem winowajcę do sędziego; poszedł skupiony, poruszony do głębi, spokojny o los rodziny, do której Dyzma wracał, obiecując zająć się, jak własną.
Ale już nazajutrz Brück, zawiadomiony o wypadku, zareklamował swego magazyniera, codzień wzywał coraz natarczywiej. Ludzie witali go okrzykami radości, gdy po dwuch tygodniach zjawił się w Lipowcu. Nie było nikogo z tych, którzy go potępiali i osądzili