Strona:Maria Rodziewiczówna - Na wyżynach.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A ja powiem teraz całą prawdę: To wy oboje doprowadziliście go do tego końca. Pani byłaś złą żoną, dlatego on zginął!
— On był nadzwyczaj idealnym mężem! — odparła ironicznie. — Był szubrawcem i skończył jak szubrawiec. Na co zasłużył, to dostał.
Brück porwał się od biura i wybuchnął:
— Pani wiedziałaś, jakim był, bom to pani uczciwie przed ślubem powiedział. Był urwis i lekkomyślny, ale miał serce, a pani mu to serce zabiłaś. Poślubiłaś moje miljony, nie myślałaś o niczem, tylko o kursie papierów i pomnożeniu swych kapitałów. On nie miał domu, tylko biuro, nie miał żony, tylko giełdziarkę i kasjera. Interes się nie udał. Teraz nie masz pani Lipowca, bo nie masz męża.
— Mam intercyzę ślubną, i brata, który nie pozwoli mnie skrzywdzić! — zakrzyczała pani Tony.
— Intercyza będzie spełnioną bez interwencji brata pani. Sumę zabezpieczoną otrzyma pani w każdej chwili.
— Nie wyjadę stąd, póki swego nie wezmę. Na to niech pan będzie przygotowany.
— Jutro wypłacę pani wszystko!
Na to zapewnienie uspokoiła się wdowa i tegoż dnia wysłała Olekszyca z listem do brata.
Rudolf na pogrzebie był, ale po spełnieniu tej formalności więcej się nie pokazał. Gdy list przeczytał zasępił się i odprawił Olekszyca, obiecując odpowiedź na jutro.
Po załatwieniu roboty poszedł na obiad do domu i zaraz na wstępie spotkał na sobie rozkochane oczy Elżuni, i dwoje ramion objęło go pieszczotliwie za szyję, tuląc z namiętną czułością.
Pocałował ją dość lekko i rzekł:
— Miałem dziś list od siostry. Brück odbiera jej Lipowiec. Chce przyjechać na czas jakiś tutaj.
— Biedna, o niech przyjedzie! Będę ją cieszyła, jak potrafię.
Rudolf się roześmiał.
— Po czem? Po mężu? Wyobrażasz sobie, że go żałuje! — zaśmiał się.
— Jabym ciebie nie przeżyła!