Strona:Maria Rodziewiczówna - Między ustami a brzegiem puharu.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Ciotka Dora von Eschenbach po raz pierwszy w życiu zgodziła się ze zdaniem siostrzeńca.
Było to nazajutrz. Hrabia zjawił się o południu, zhulany, blady, ziewający pomimo wiosennego słońca. Wyglądał jak uosobienie swawoli i nadużycia.
— Co ciocia zamierza robić latem? — spytał. — Bo przecie na bruku tutaj siedzieć niepodobna. Kto żyje, wyjeżdża.
— Wybieram się w odwiedziny do majora.
— Czemuż nie do Dülmen? Pocóż egzystuje to zamczysko? Wydaję rok rocznie parę tysięcy marek na reparację. Niechby ciocia obejrzała zbliska gospodarstwo pana rządcy.
— A ty się tam nie wybierasz?
— Ja, ciociu, mam na to lato wyżej głowy zobowiązań, ale dla cioci poświęciłbym chętnie wiosenne wyścigi. Mogę towarzyszyć do Dülmen.
— Mój nieoszacowany, kochany chłopaku! Za te przyjemność, zrobioną starej, spotka cię wielkie szczęście. Zobaczysz!
— Bodajem tylko zobaczył! — pomyślał hrabia, nie przeczuwając, że w głowie ciotki owo szczęście miało już określony wiek, postać, imię i nazwisko,