Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wrócił, ale ledwie żywy. Pięć lat był w legji cudzoziemskiej.
— To podobno przedsionek piekła.
— Jak kto lubi. Mnie się jego opowiadanie tak podobało, że mam ochotę spróbować.
— Zwarjowałeś!
— Może być, ale to mnie kusi!
— Mówiłeś o tem matce?
— Jeszcze nie!
— Ano, to jestem spokojny i chodźmy na obiad.
— Wybacz mi, ale właśnie do matki mi pilno, więc się wynoszę.
Wstał, uścisnęli sobie dłonie i Aleksander wyszedł. Czekały na niego kuce mniszewskie i wnet zniknął za bramą.
Czekała też na niego z biciem serca matka, przed którą trzymał duszę otworem.
Ciężkie przebyła dnie od tej chwili, gdy po rozmowie z Gizelą przyleciał do niej, straszny szałem i rozpaczą, i wyznał wszystko.
Teraz miał znowu zwierzenie na sercu.
Nie pytała o nic, ugościła go i nakarmiła, a dopiero ułożywszy do snu Józię, zasiadła z robotą naprzeciw niego, u kominka i rzekła:
— Więc tedy sprzedałeś Mniszew! Ileż ci zostało pieniędzy?
— Nie. Oddałem wszystko panu Lasocie. Może mi lada dzień odeśle dziesięć tysięcy, a może nieprędko. Czy miałem go opuścić, żeby zachować siebie?
Kalinowska nie przestała szyć, myślała.
— Żebyś mu nie odpłacił, nie wartbyś był dobrego słowa; ale, mój biedaku, nie dobijesz się ty niczego. Znowu tedy jesteś na tym samym stopniu, co przed półtora rokiem.