Strona:Maria Rodziewiczówna - Magnat.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Teraz trzeba sobie jeszcze trudniejsze zadanie postawić, trzeba milczeć!
Stanął nagle, podniecony tą myślą.
— Olek, rozumiesz ty, warjacie, trzeba milczeć! Będzie cię kokietować, milcz; będzie się pastwić, milcz; wyzyska cię i rzuci, milcz; każe ci służyć gachom, narzeczonemu, mężowi, milcz! Rozumiesz ty! To także coś warte, takie milczenie! Potrafisz? Zdzierżysz? Decyduj się, albo pal sobie w łeb, kiedyś tchórz! Innego niema wyboru!
W łeb palić! A matka? Więc milczeć!
Chyba jeszcze masz nadzieję się wyzwolić, to uchodź!
Sam sobie odpowiadając, głową potrząsnął, a potem znowu szedł, szedł i nowem tem postanowieniem nabijał sobie głowę.
— Będę milczeć, wytrzymam, może to jeszcze trudniejsze, niż walka. Wytrzymam i zmilczę wyzysk i urąganie, pastwienie się i lekceważenie!
Aleć ja jej pożądam, jak szaleniec. Jak zmilczę kokieterję?
„Jak nie dotrzymasz sam sobie słowa, pal w łeb, boś zdrajca“ — odpowiedziało w rozegzaltowanej duszy.
— A no, naturalnie, racja! — zakończył sprawę i był już zdecydowany.
Rozejrzał się przytomniej, zorjentował, gdzie jest, i zawrócił do hotelu. Był znowu silny, bo wynalazł sobie zadanie, warte zachodu...
W tydzień później, po wyroku, poddał się na cztery miesiące aresztowi. Miał tedy czas przed sobą rozmyślać i postanowić, jak się do dzieła weźmie. Rozmyślał zaś o urzędowym, więziennym chlebie, bo pięćset rubli najsumienniej stracił w Warszawie, chociaż w listach upewniał matkę, że mu na niczem nie zbywa. Nikt też nie