Strona:Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No dobili! Cud Boski!... Uf, Popamiętam ja długo tę jazdę!
Wparli czółna na piasek. Chlewce były na wydmie, naniesionej przed wiekami przez wody.
Wyszli na brzeg i ruszyli ku czerniejącym szałasom. Drzwi były wywalone, strzechy obdarte, wewnątrz pustka i zapach pleśni, ale po tej podróży rozkoszowali się, ze ich deszcz nie smagał, chłód nie przejmował. Pokotynka zniosła zapasy swe, namacali w kącie jakąś gromadę stęchłego szuwaru i zmęczeni bezmiernie, zmokli, zziębnięci, zakopali się weń, nakryli kożuchem, i ząsnęli po chwili, jak zegnane śmiertelnie zwierzęta.