Strona:Maria Rodziewiczówna - Macierz.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pejskim młoda kobieta, podająca się za Maryę Sucką. Z mieszkania nie wychodziła wcale i widocznie oczekiwała kogoś, gdyż rozpytywała służbę o godziny pociągów kolejowych i o listy. Nikt się jednak nie zgłaszał, aż we wtorek rano zaszła do hotelu policya. Na widok komisarza cyrkułowego kobieta wydala przeraźliwy okrzyk, rzuciła się do okna i wyskoczyła. Podniesiono ją z ulicy, słabe tylko dającą znaki życia — w drodze do szpitala zmarła. Okazało się, że była to Marya S., żona rejenta z Witebska, która przed tygodniem otruła swego męża i tejże nocy zbiegła. Jakie były pobudki zbrodniczego czynu, śledztwo wyjaśni“.
— To była moja matka! — rzekł Szczepański.
Zapanowało milczenie, w którym tylko było słychać dyszenie ciężkie jego piersi, a potem z kąta, gdzie siedziała Magda, rozległ się cichy, gorący szept:
— Wiekuisty spokój daj jej Boże miłosierny, przez Twe na krzyżu konanie i mękę, o Jezu. Ulituj się nad nią — o Matko Bolesna. Amen.
Szczepański wstrząsnął się cały, jęknął, i głową mu opadła na stół, rękami ją objął, i jak martwy był, tylko nim czasem dreszcz wstrząsał.
— Daj mu wody! — szepnął Kałaur.
Zaprzeczyła głową. Szeptała wciąż pacierz za tę umarłą — pierwszy, który niebo słyszało.
Stary odkrząknął, przysunął się, rękę na ramieniu nieszczęsnego położył i rzekł poważnie:
— Toć nie winniście, tylko gorzej sieroty. Mocy nabierzcie, my wam swoi. Rodzi się człowiek na mękę, każdy zgryzotę nosi. Co robić. Boże sądzenie.
Szczepański głowę podniósł.
— Ale każdego matka rodzi i miłuje — a kto