Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i wciąż w innym kierunku. Bawiła się tém wyśmienicie, śmiejąc się z całego serca z przebiegu walki.
— To jest panna Jadwiga Hołanicka! — oznajmił pan Erazm.
— Ach, mój Boże, ona spadnie!
Ale właśnie w tej chwili dziewczyna ujrzała powóz i w oka mgnieniu wskoczyła do środka ogrodu, a tłum dzieci rozbiegł się jak stadko wróbli po wystrzale, zostawiając na placu boju mnóstwo zdeptanych wiśni i tuman kurzu.
Kostuś śmiał się jak szalony.
— I to ciocia nazywała pannę Klarę zbyt śmiałą! Podoba mi się ta kuzynka. Ten mur ma ze cztery metry wysokości. Skok niełada!
— Rada będzie pani Zofia z użytku owoców. Muszę jéj to opowiedzieć!
— Ależ, stryju, jak można! — zawołał Adaś.
Pan Erazm spojrzał nań z pod oka i począł wąs miotać z dziwnym uśmieszkiem.
— Ho, ho! artysta mój lubi amazonki! — mruknął.
Adaś odwrócił głowę, rad, że wjeżdżali na most ostatni przed dziedzińcem i nikt nań nie uważał.
Most ten był murowany i miał z obu stron szczątki od nieistniejącéj wcale bramy. Dziedziniec bujnie porastały chwasty i zdziczałe krzewy, maskujące szczęśliwie dom długi, nizki, murowany, a tak odra-