Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nych podobne i rzekła, kładąc mu łapkę na kolanach.
— Tola tutaj siądzie.
Przymierze było zawarte.
Wziął ją na ręce, usadowił wygodnie i rozpoczęła się rozmowa przyjacielska.
Dieciak wyjrzał oknem i nazywał przesuwające się przedmioty po swojemu — tym osobliwym wolapükiem małych ludzi.
Bawiło to niezmiernie Kostusia, który dzieci nigdy nie widywał i nie znał.
Potém zaczął sam indagacyę.
— Tola kocha mamę?
— Kocha.
— A tatę?
— Tata u Bozi. Tatę maszyna zabiła!
— A mnie kochasz?
— Kocham.
— No — to daj buzi!
Objęła go rączkami za szyję i pocałowała. Potém spojrzała na matkę i żałośnie szepnęła:
— Tola chce ham! A mama śpi!
— Niech śpi. Poczekaj — ja cię nakarmię.
Sięgnął po koszyk ciotki i zamyślił się:
Czy dać dziecku bułki z winem, czy z pasztetem, a może najlepiéj pomarańczę?
Nie miał pojęcia, czem się karmi taki drobiazg.