Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

II


O kilka stacyi od celu podróży rozkład pociągów zatrzymał naszych wędrowców sześć godzin.
Kostuś, dawszy folgę swéj złości za taki bezład, wynalazł ładną bufetową i, rozsiadłszy się nieopodal, jadł obrzydliwe potrawy, byle z nią gadać.
Panna Felicya, używszy spaceru na platformie, była tak zmęczona, że zdecydowała się spocząć w damskim pokoju. Siedziało już tam pięć innych kobiet i płakało dziewięcioro małoletnich męczenników. Skończyło się oczekiwanie, otwarto kasę i Kostuś z biletami zapukał do sanctuarium, gdzie mężczyznom było wejście wzbronione.
Panna Felicya ukazała się.
— A co? Jedziemy! Poczekaj. Kup jeszcze jeden bilet. Tu jest pani, która nie może dzieci zostawić. Trzeba jéj dopomódz. Proszę pani, oto jest mój synowiec i załatwi co trzeba.
Z za jéj pleców ukazała się kobieta.