Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A może chcesz zostać pod opieką panny Felicyi? Bo ja zabieram Konstantego z sobą.
— Konstanty chce tu zostać, a ja nie. Niech więc stryj poprzestanie na mojem towarzystwie.
— Ty nie chcesz zostać? To dobre! — śmiał się pan Erazm.
— Nie! — odparł Adaś lakonicznie i spokojnie.
Była to dla Różyckiego nowa zagadka.
— Muszę się z chłopcem rozmówić na seryo; co on mi będzie murzyna bielił! Niech śpiewa prawdę.
Z tém postanowieniem zaraz po obiedzie kazał założyć konie i śpieszył się widocznie.
Na odjezdnem wziął na stronę pannę Felicyę:
— Kostuś się nam zbuntował, jechać nie chce; dowodzi, mydłek, że mu ojciec polecił panią pilnować.
— Doprawdy, to poczciwie z jego strony!
— Rzeczywiście, wzruszające przywiązanie. Jeśli pani jednak na seryo chcesz go żenić, to proszę tu długo nie bawić, bo projekt w łeb weźmie. Myślę, że trzy dni gościny wystarczą na Prysków. Niech pani we czwartek prosi o konie i rusza do Tedwinów.
— Tak i ja myślałam. Zosia bardzo zajęta, a te szczury i ta zgraja psów! Tak, pojedziemy ztąd we czwartek.
— To dobrze. Postaram się spotkać panią