Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na samego pana ze dworu. A ma pan jaką broń przy sobie?
— Mam — odparł Szymon i batem machnął.
— Oj, ryzykant z pana, ryzykant! Żeby ja takich wrogów miał, tobym się bał z chaty do chlewa wyjść. Toć gadają, że do pana strzelali na rzece wczoraj. Makar Wilk ze strachu febry dostał — gadają.
— Ja zabiegał rano do Wilków! — wtrącił chłopak. — Makar pod kożuchem leży, a Ihnat przysięga, że Makarewicza Rudego poznał.
— To bajki. Mało kto strzela na rzece.
— Toć i Wilczyca to gadała i swarzyła Ihnata. Druhów pan tam ma u nich w chacie! Stara mało kogo pochwali, a pana tak szanuje, że nawet-by swą skrzynię pieniędzy oddała.
— A duża to skrzynia? — pół żartem spytał Szymon.
— O, ja-bym nie udźwignął, żeby mi podarowała. Słyszę, majątek chce kupić i po jednemu synów osadzić, bo gdy ona umrze, swary tam cały dostatek pochłoną. Ot sokół baba!
Zadumał się Szymon, ale wnet druga troska na myśl mu przyszła, więc zagadnął:
— Nie wiesz ty, Arechta, czemu omelniccy chłopi nie chcą zgodzić się o tę niwę? Co oni tam na niéj srebrne ruble kopią, że im tak droga?
Chłop się uśmiechnął chytrze i głową pokręcił:
— Durne chłopy! Ja-bym się zgodził i pana nogi