Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/465

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łeb wyciągać. Dzierżawa w Głębokiem to zabawka na miodowe miesiące, a potem — nie taka praca panu się należy! Oho, jeszcze my nie jeden klejnot uratujemy! niechno ja z panną Niką pomówię. Tymczasem, chodźmy ztąd, bo mi pilno grosze rachować.
Wydobyli się na świat Boży i ponieśli skrzynkę do bryczki. Po drodze Sokolnicki rzekł:
— Słyszałeś, że Woyna już trzy razy był w Horodyszczu? Ten ma talent, jak nasz stary Zagraj, zawsze pod trop gonić.
— To pan myśli, że on o pannę Barbarę się stara?
— Przecie nie o Bahę!
— Toć-by dla panny Barbary było uwolnienie z ciężkiéj roboty! — rzekł Szymon zamyślony.
— Może ją namawiać będziesz? — odparł Seweryn, śmiejąc się.
— Jakby mnie spytała, nieinaczéj bym uczynił.
— Głupiś!
I umilkli. Skrzynkę włożyli do bryczki i ruszyli z miasteczka.
— W Horodyszczu porachujemy skarb — rzekł pan Seweryn.
Miało się już pod wieczór, gdy dojechali. Na polu wśród rzadkich kop spotkali Basię wracającą, ale nie była sama. Obok niéj szedł Woyna, śmieszny w swym eleganckim wizytowym stroju i miejskim kapeluszu.
— Jeszcze-by brakło, żeby panna Nika przyje-