Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie było czasu! Po strzale dopierom się opamiętał i, choć myślałem, że za nic mam życie, to fałsz! Człowiek je bardzo kocha, chociaż najgorsze!
Teraz wszyscy otoczyli go kołem, winszując, podziwiając zimną krew. Woyna chciał zaraz kupić od niego strzelbę, jako talizman.
— Strzelba już nie moja. Temu chłopakowi ją obiecałem w duchu! Masz, Hipek; tylko do rabunku jéj nie używaj!
— Pogrzebowego! — zaproponował Zagrodzki.
Stuletnia starka poczęła krążyć, rogi i trąbki zagrały tryumf i humory się ożywiły, a opowieści sypały się bez liku.
Tylko Nika była bez humoru, roztargniona a milcząca. Nie mogła się opamiętać, ani odzyskać równowagi. Coś ją wstrząsnęło w chwili, gdy ujrzała paszczę zwierza u piersi śmiałka, coś ją wtedy zamroczyło, przejęło, czego nie mogła ani przemódz, ani otrząsnąć.
Teraz pragnęła być samą i rozmyślać, lub być z nim tylko i zajrzeć mu w duszę.