Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kiedy tak, będziesz dziś nocował w pokoju z alkową, od którego się zawsze wymawiasz.
— Bo się lękam o całość mych butów od szczurów.
— No, no, ubezpieczę je od szczurów, ale ty, braciszku, tam się prześpisz.
— I owszem.
— A jeśli się panu co pokaże, to mi pan opowie na polowaniu, w przyszły wtorek.
— Pokaże mi się może sowa, których tu także nie brak.
Weszli do domu, gdzie Zagrodzki począł dziękować Sokolnickiemu za pożyczenie koni i zapraszać go tak usilnie na polowanie, że ten wreszcie, lubo bez zapału, obiecał się stawić.
Nareszcie podeszły konie i niespodziewani goście zaczęli się żegnać.
Nika oznajmiła ojcu, że ponieważ myśli nabyć konie, więc sama niemi powozić będzie, by poznać, czy zwrotne i miękkie w prowadzeniu, i z widoczną radością zajęła miejsce furmana.
Na ganku odbyło się ostateczne pożegnanie, podziękowania, uściski dłoni, i bryczka Sokolnickiego ruszyła, przeprowadzana przez szczekające kundysy.
Gdy znikła za bramą, z za węgła wyjrzał Baha z Szymonem i połączyli się z resztą towarzystwa.