Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani jest dobrego zdrowia? Roboty będzie dużo.
— O, pani! Nie wiem, co bezczynność. Gdy odpoczywam, to się modlę. Chorować nie miałam czasu.
— Uprzedzam panią, że jestem sama w domu, wdowa i nikt prawie u mnie nie bywa. Wesołości, towarzystwa niech się pani nie spodziewa.
— Bogu dzięki! Bogu dzięki! Marzyłam o tem i wyznam pani, że jako biedna sierota jestem nieufna i nieśmiała. Boję się towarzystwa, mężczyzn szczególnie. Oni są tacy bezwzględni i sensualni. Nie umieją uszanować domu!
Pani Taida popatrzyła na nią, ale miała taką minę rzetelnie wystraszoną, że tylko się uśmiechnęła.
— No, o to może pani być zupełnie spokojna. U mnie, w domu, zgorszenia niema i nie będzie. Co do obowiązków, będzie się pani zajmowała śpiżarnią, ogrodem i nabiałem. Służba domowa będzie pod pani rozkazami. Księgi mleczywa i domowych wydatków będzie pani prowadziła.
— Postaram się sumiennie spełnić obowiązki z Bożą pomocą. Czy będę mogła codzień być na Mszy świętej?
— Codzień? Do kościoła jest pięć mil drogi!
— O, Boże! I pani bywa tylko w niedzielę?
— Ja bywam cztery razy na rok.