Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

warzystwa i nawet mało ją spotykała wśród dnia i w domu.
— To dobrze! Niech pracuje! — myślała.
Wieczorem panna Wanda bywała senna i wcześnie odchodziła do siebie. Wtedy pani Taida zamykała się w swej sypialni, czytała, pisała, modliła się, ale światła w domu były pogaszone i wszystko spoczywało.
Spoczywało, ale pozornie. Panna Wanda czatowała tylko na chwilę zamknięcia drzwi sypialni, wtedy pocichu przez garderobę, gdzie stara Hanna już spała, wykradała się na swobodę i szła do oficyny, do ekonomów.
Przychodzili tam: pisarz-kawaler, leśniczy; pani ekonomowa miała dwie córki, więc się zbierało towarzystwo. Grywano na gitarze, śpiewano romansowe pieśni, żartowano dość niewybrednie, honorując bardzo pannę Wandę. Ona zaś bez śpiewu, śmiechu i męskiego towarzystwa żyć nie mogła, a wyboru nie miała.
Zebrania te przeciągały się do północy i dalej, o świcie zaś już budzono pannę Wandę do śpiżarni i piwnicy. Jakiś czas zrywała się półsennie i jęcząc na ciężkie losy, spełniała swe obowiązki. Potem zaczęła szukać wyjścia i ulgi. Klucz od śpiżarni zostawiała z wieczora kucharzowi, żeby jej nie budził, lecz sam brał, co mu potrzeba; klucz od piwnicy dostawała ekonomowa, a szafarka miała sobie oddane do rozporządzenia ziarno i ospę dla ptactwa i trzody. Urządzenie to podobało się służbie,