Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeśli czego nie umiesz, śmiało się przyznaj, a o to, czego nie rozumiesz, pytaj.
— Będę się starała pani dogodzić! — obiecywała panna.
Oprowadziła ją tedy pani Taida po składach i spiżarniach, po chlewach i kurnikach, po mleczarni i kuchniach, pokazała cielęta, nauczyła, kiedy je trzeba karmić, oddawała pokolei klucze od zapasów i domowych porządków.
Pannie Wandzie robiło się straszno wobec takiego mnóstwa zajęć, ale nadrabiała miną, myśląc, że przecie nikt tak pedantycznie sam wszystkiego nie spełnia i że jest dosyć służby, żeby się wyręczać.
Szczęściem nie powiedziała tego pani Taidzie i wróciły do domu w przykładnej harmonji.
Przez parę dni było trochę opóźnień, bezładu, nieporozumień, ale po tygodniu porządek się ustalił i pani Taida odetchnęła.
— Może się to jakoś utrze! — myślała i zajęła się majątkowemi sprawami, które zaniedbywała od niejakiego czasu, nie mogąc wszystkiemu nadążyć.
Panna Wanda okazywała wielkie zajęcie i czynność. Od świtu była w ciągłym ruchu i poza domem — i rzecz dziwna, ze służbą nie miała zatargów, ani też szły na nią plotki i skargi.
Coprawda, to pani Taida mało korzystała z jej to-