Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak sobie chcesz! — mruknął zły Wawelski i poszedł do chorego dziecka.
Pani Klara po południu wystylizowała piękny list, włożyła do środka trzy ruble i posłała służącą do Ozierskich, ale że Stasi nie było, odesłano jej list nietknięty. Następnego dnia powtórzyło się to samo, nareszcie na trzeci dzień odebrała pani Klara odpowiedź, a w niej trzy ruble.
„Żadnego honorarjum za poradę nie biorę, — pisała Stasia — mam dość wielką nagrodę w tem, że chłopak pani zdrów, jak mi to mówi służąca. O ilem go poznała, organizm ma silny i powinien się pani zdrowo chować“.
Na to pani Klara uczuła się zupełnie upokorzona, rozczulona nawet i poszła sama do Ozierskich.
Zastała Stasię, czytającą głośno matce, która szyła.
Przyjęto ją uprzejmie, a Stasia zaczęła wnet swobodną rozmowę, widząc zakłopotanie gościa.
— Przyszłam podziękować pani — rzekła wreszcie pani Klara. — Pani postawiła mnie w przykrej pozycji. My, dzięki Bogu, mamy się dostatnio, więc nie możemy korzystać z bezinteresownej porady; to nas upokarza względem ludzi.
— No, ludzie wiedzą, że pani mnie wezwała tylko w ostateczności! — uśmiechnęła się Stasia. — Bardzo mi przykro, żem panią uraziła, ale nie mogę wyjątku zrobić ze swych zasad i postanowień. Leczę tylko bez-