Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Karnawał krótki, trzeba korzystać — powtarzano wokoło. Czasami, jak ostroga do dalszych zabaw i boju o „partję“, dowiadywano się: Janek takito oświadczył się o Zosię takąto, lub Zosia takato wychodzi za Jasia takiegoto. Wtedy inne mamy i córki ze zdwojoną energją — balowały.
Karnawał dobiegał końca, a Ludek się o Maniusię nie oświadczał. Zarembina była wściekła, o ile taka istota leniwa jak ona, mogła być wściekła, a Maniusia była zdesperowana, o ile dobrze wychowana panna może okazać desperację. Wdały się w to wreszcie rozmaite kochające ciocie, nagadały Maniusi, jak się ma zachować, urządziły pułapkę.
Sprowadzono Ludka na mały, prywatny raucik familijny, zostawiono młodych zręcznie na dłuższe sam na sam w półciemnym buduarze, Maniusia wyszła spłoniona, Ludek pobladły i nazajutrz zjawił się z urzędową wizytą — z oświadczynami.
Tak się to zwlekło, że pozostał już tylko jeden bal, na którym Zarembina triumfująca mogła przedstawić swym rywalkom parę narzeczonych — i zapadł post.
Maniusi los był zapewniony, zdobyto najłakomszą partję, w rodzinie zapanowała ogólna radość. Niewiele matek może się pochwalić, żeby córka odbyła tylko jeden karnawał.
Ze szczęścia Zarembina była aż rozczulona i już zaczynała się skarżyć:
— Nie dali mi jedynaczką się nacieszyć. Toć prawie dziecko, tak chciałam ją jeszcze parę lat