Strona:Maria Rodziewiczówna - Joan. VIII 1-12.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A pan Bolesław, który miał za zadanie całej rodzinie robić na złoić i dokuczać wszelkiemi sposobami, naturalnie odpowiedział:
— Moja Tereniu, ktoś przecie musi myśleć, pracować i czemś być, chociażby za twoich paniczów. No, i może cały naród nie zgodziłby się jednomyślnie, żeby oni byli — na wierzchu.
Wuj Bolesław był też „obrzydliwy“, i ktoby mu ścierpiał i zmilczał, gdyby nie te dwadzieścia tysięcy rubli, które pożyczył Zarembie, gdy interesy się zachwiały wskutek kosztów na wychowanie dzieci.
Ale o tem nikt nie wiedział, była to familijna sprawa. Oficjalnie ogłoszono, że Maniusia ma 50 000 posagu, a Zaremba miljoner.
Maniusia przytem była śliczna. Miała figurkę śliczną, 48 centymetrów w pasie, śliczną cerę mleczną i różową, oczy, umiejące patrzeć, usta, chętnie się uśmiechające, bo miała ładne zęby, i wzrost okazały.
Jakże daleka była jej miłość dla brata koleżanki! Od tej pory kochała już wiele razy: włoskiego tenora, rozczochranego dekadenta i wreszcie teraz kochała Ludka Morzyńskiego.
Zresztą która z panien nie kochała Ludka Morzyńskiego, siostrzeńca starej, bogatej Gelichowej; która z panien nie chciała się wydać za niego, która z matek nie marzyła o nim, jako o zięciu?
— Właściwie, skąd on się wziął, ten Ludek? — spytał raz pan Bolesław, znalazłszy się w gronie damskiem swej rodziny i słysząc tysiąc zachwytów