Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tam siedzą, od policji, nastraszył na śmiech nasze byki, a że to zbierane i spaśne, tak het zadarły ogony i poleciały jak wściekłe na wszystkie strony. My zaczęli krzyczeć i zganiać, to Wasyla wzięli do kozy, że robi nieporządek i mnie też łapali, ale ja w tłum wpadł i uciekł.
— Rany pańskie! — jęknął rządca, szukając czapki.
— Weź Jurka z sobą, panie Wincenty! Byki znaczne, odnajdą się, ale spać dzisiaj nie będziecie.
Rządca wybiegł z chłopem, a Różycki rzekł:
— Ten stary dotąd nie może się nauczyć wydajać pieniędzy na koszta. Ileż razy srogo to odcierpiał, bez żadnej nauki i poprawy! Ma za swoje! Tyle lat siedzi tutaj, a praw dotąd nie zna!
— A jeśli woły poginą? — zawołał oszołomiony Kostuś.
— To zapiszę je pod rubrykę rozchodów rządowych i kupię drugie. Ale przecież wszystkie nie przepadną, zginą może dwa, trzy; sto dwadzieścia rubli.
Przez drzwi wsunęła się ruda broda faktora.
— Może jasny pan potrzebuje leśniczego, a może lokaja? Ja mam bardzo porządne ludzie.
— Wiesz dobrze, że nigdy służby na jarmarkach nie rekrutuję.
— Nu ja wiem, ale może się zdarzyć wypadek. Jest u mnie i szafarka młoda, jest i praczka, co z panią Zawirską do Warszawy jeździła!
— Idź do djabła!
— Bardzo porządne kobiety i delikatne! — dodał żyd już z poza drzwi.
Nie upłynęło minuty, drugi się wsunął.
— Może jasny pan chce żyto sprzedać? Teraz dobra cena, bo gadają o wojnie z Angliki!
— Ażeby te Angliki was wszystkich powytłukali, szarańczo chananejska!
— Nu, to może jasny pan da próbkę tego żyta.
— Dam próbkę cierpliwości, jeśli cię za drzwi nie wyrzucę. Nie mam żyta!