Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zresztą posiadłość za murem była cichą, uroczą oazą zieleni, czystości i porządku.
Nad gołębnikiem, który stanowił środek dziedzińca, unosiły się setki gołębi; studnię w jednym rogu oplatało dzikie wino; ścianę oficyny, która wychodziła frontem na drugą uliczkę, pokrywały morele i brzoskwinie, przetykane rozpiętemi w szpaler drzewami owocowemi i krzewami caprifolium. Ściana domu i ganek były także zielone i wonne, a giętkie, pnące gałęzie dosięgały prawie starego, dziwacznie łamanego dachu i zaglądały w okienka facjatek.
Przed domem, zakryte zielenią, ciągnęły się budowle gospodarskie i wielki ogród owocowo-warzywny, ale dziedziniec oddany był tylko kwiatom i wyglądał jak salon.
Trawnik przed domem, literalnie aksamitny, zdobiły bukiety róż sztamowych, przy domu rośliny w doniczkach cieszyły się słońcem lipcowem, po bokach, wzdłuż drogi żwirowej, oczy podziwiały grzędy letnich roślin ozdobnych, niezliczonych barw i woni.
Było to w godzinach popołudniowych i na trawniku toczyła się ożywiona walka krokietowa.
Sześć osób, podzielonych na dwie partje, bojowało zawzięcie wśród śmiechów, stuku kul i żartów.
Rita Różycka prowadziła jedną partję, a grać musiała za trzech, bo spólnicy jej, Adaś i Jadwiga Holanicka, okazywali rzadką niezręczność i zamiast pomocy, utrudniali jej tylko grę.
Ona grała po mistrzowsku, rzetelnie zajęta partją, zręczna, wesoła, snadź do gry tej wprawiona zagranicą.
W partji przeciwnej rej wiodła panna Zofja Werbiczówna, ale zadanie miała łatwiejsze, bo grający z nią Kostuś i Wiktor Tedwin mieli jakie takie o krokiecie wyobrażenie i przynajmniej starali się nie stać na drodze kuli Rity, która okropne szerzyła spustoszenia.
Kule zaś Adasia i Jadwisi co chwila dostawały się pod młotek przeciwników.
Partja dobiegała do połowy, wynikały spory i kwestje, zapał rósł i udzielał się nawet starszym,